niedziela, 13 października 2013

Nowy pomysł na aranżację regału

Odkąd spotkaliście się z nim ostatnim razem, trochę się pozmieniało. Uznałam, że regał był nudny. Postanowiłam tchnąć w niego więcej życia dodając kolorowe dodatki i żywe kwiaty. Rodzinne zdjęcie z mamą wprowadziło trochę więcej "mnie" do mojego mojego nowego lokum. Kilka ramek czeka na uzupełnienie, ale postaram się to naprawić w najbliższym czasie. Świeczki zapachowe z Ikei to zdecydowanie moja miłość, tak samo jak kominek na olejki eteryczne. Uroku dodała też skrzyneczka zdobiona motywem roślinnym, którą przywiozłam z Londynu. 





piątek, 11 października 2013

Zmotywuj się, czyli 5 sposobów na wzięcie się do roboty

Kilka dni temu zakończyłam najdłuższe, bo prawie pięciomiesięczne, wakacje życia. Nie obeszły się one bez skutków ubocznych. Nabawiłam się poważnego lenia, z którym walczę od 11 dni. Jakie są moje sposoby? 
1. Nie myśl, działaj

Najgorsze, co możemy sobie zrobić, to odkładać rzeczy na później. Już po pierwszych dwóch dniach nie możemy zapanować nad efektem nawarstwiania się. Kluczem do sukcesu jest pokonanie bariery woli. Wystarczy, byś zaczął, a już po kilku minutach przekonasz się, że to, co twój mózg wyolbrzymił do granic możliwości, w cale nie jest takie trudne. Sytuację tę można z powodzeniem porównać do zmywania naczyń. Wieża talerzy, kubków i sztućców nie zachęca, a wręcz odstrasza. Wystarczy jednak umyć pierwszą szklankę by zobaczyć, że zadanie to w cale nie jest aż tak trudne, jak nam się wydawało. Potem idzie już z górki. 

2. Zdeklaruj się

Znajdź jedną zaufaną osobę (najlepiej, by z tobą mieszkała) - mamę, tatę, babcię, dziadka, chłopaka lub kogo chcesz. Zdeklaruj się, że przez trzy godziny począwszy od teraz, przeczytasz 50 stron ważnej książki, rozwiążesz 5 zadań z matematyki lub cokolwiek. Poproś tę osobę, by po wyznaczonym czasie sprawdziła wyniki naszej pracy. Niesamowite, lecz działanie pod presją może nieźle zmotywować. Chyba nikt nie chce zawieść osoby, na której mu zależy. Możesz też prowadzić stronę internetową na której będziesz prezentował innym wyniki swojej pracy. To pomaga. 

3. Czas start

To metoda, z której z powodzeniem korzystam najczęściej. Kuchenny czasomierz (popularny minutnik) stał się stałym elementem wystroju mojego biurka. Określam ile czasu potrzeba mi na wykonanie zadania (np. porządzenie notatek z ważnego rozdziału). Do oszacowanego czasu dodaję jeszcze 10 minut i nastawiam budzik. Działanie pod presją czasu motywuje mnie najbardziej. 

4. Planuj i nagradzaj 

Nie ma nic gorszego niż chaotyczne działanie. Praca w bałaganie jest trzy razy trudniejsza. Stwórz plan. Podziel jedno duże zadanie na jak najmniejsze podpunkty. Zacznij, a po skończeniu każdego skreśl i odbierz nagrodę. Cukierek? Kawałek jabłka? Dłuższa przerwa? To zależy od ciebie!

5. Wizualizacja klęski

Prokrastynacja, czyli odkładanie rzeczy na później, zastępowanie zadań ważnych tymi mniej ważnymi lub niepotrzebnymi, daje nam komfort psychiczny - przecież w końcu coś robię. Musimy działać na zasadzie kontrastu. Wyobraź sobie, że na drugi dzień będziesz musiał poświęcić na to zadanie dwa razy więcej czasu, przestaniesz się wyrabiać, nie będziesz wiedział co dzieje się na zajęciach. Ja wprowadzam do tego jeszcze szczyptę absurdu. 






poniedziałek, 7 października 2013

Dlaczego prawo, czyli po co ty dziecko się w to pchała

Ilu studentów tyle motywacji. "Dlaczego prawo?" - to podstawowe pytanie, które zadaje ci każda nowo poznana osoba. Przez te kilka dni poznałam już katalog motywacji, którymi kierowali się świeżo upieczeni studenci wybierając ścieżkę życia. Po pierwsze pieniądze i choć to najgłupszy argument, bo prawnik przecież nie zarabia milionów, wciąż króluję. Na drugiej pozycji plasuje się tradycja rodzinna. "Mój ojciec był prawnikiem, mój dziad był prawnikiem, mój pradziad był prawnikiem..." i tak to 6 pokolenia wstecz. Trzeci na podium to argument "bo chodziłem do klasy humanistycznej i to był najkonkretniejszy wybór". Wśród tych jednoznacznych  i pewnych odpowiedzi czuję się nieswojo. Gdy to pytanie zadawano mnie zawsze odpowiadałam: "bo tak czuję". Intuicja zawsze odgrywała główną rolę w moim życiu i najważniejsze wybory, które dokonywałam były przez nią zdeterminowane. 
Wybór studiów to też pewnego rodzaju odpowiedź na powołanie.  Nie, nie. Jeżeli do tej chwili kojarzyliście powołanie tylko z panem w czarnej sukience to zdecydowanie się myliliście. Od tego na górze na start dostajesz worek talentów i 19 lat na to, by rozeznać w czym jesteś naprawdę dobry i jaka jest twoja droga.
I potem to czujesz, czujesz gdzie jest twoje miejsce.




niedziela, 6 października 2013

Fenomen pierwszego roku prawa

Fenomen pierwszego roku, czyli zawsze znajdzie się ktoś w garniturze. 

Moi starsi znajomi mówią, że stało się to częścią wydziałowej tradycji. Wchodząc na salę wykładową na 99,9 % przyuważysz kogoś, kto akurat na dwugodzinny wykład postanowił wybrać "branżowy" outfit. Szczególnie tyczy się to pierwszego roku. 2 października zobaczyłam to na własne oczy. To prawda, tak było. 
Przyznam, że z moich osobistych doświadczeń z garsonką wynika, że nie jest to najwygodniejszy strój na wielogodzinne siedzenie. Nie należę do osób, które przedkładają wizerunek nad wygodę. I wyszło mi to na zdrowie. 
Siedział obok mnie. On. Wyprasowana na kancik biała koszula (lśniła tak, że oślepiała ludzi 2 rzędy za), starannie wywiązany jedwabny krawat, wypolerowane wyjściowe buty, skórzana aktówka i ajpad. Patrząc na delikwenta z politowaniem domyśliłam się, że nie miał nikogo, kto mógłby poinformować go o niechlubnym pierwszoroczniakowym fenomenie, dlatego  stał się jego ofiarą. I co najważniejsze, był całkowicie bezbronny. 
Założę się, że w jego skórzanej aktówce nie znalazło się wystarczająco miejsca, by wsadzić tam zapasowe ubranie. 


Początek Historii przez wielkie "H"

Życie składa się z rozdziałów, a każda historia ma swój początek. Biorę się za pisanie nowej, która rozpoczyna się wraz z przekroczeniem uniwersyteckiego progu. Próg ten jest wyjątkowo wytarty. Kilka dni temu dołączyłam do grona żaków, którzy od setek lat (dokładnie 650 ) przemierzali długie i ciemne korytarze Akademii. "Mojej Akademii", bo po kilku dniach znalazła sobie miejsce w moim sercu i w pełni zasłużyła na przymiotnik "moja". 

Niedawno zrozumiałam, że założenie bloga nie jest sztuką. Wręcz przeciwnie, może to zrobić każdy w miarę rozgarnięty sześciolatek lub nieźle wytrenowana małpa. Nie jest sztuką klepać w klawiaturę i wciskać przycisk "publikuj". Najważniejsze jest, by wytrwać w postanowieniu. Być sumiennym. Sumienność jest kluczem do sukcesu. W każdej dziedzinie. 

To wyjątkowy czas. Najwyższy czas, by zacząć przygodę i ją opisać.


piątek, 23 sierpnia 2013

Meblowanie

Tak mało czasu, a tak dużo rzeczy do zrobienia! Obecnie okupuję Kraków, staram się zapracować na miano krakowianki. Sił ubywa, szczególnie, gdy trzeba nosić meble. A oto wyniki meblowania w skrócie. 
Do usłyszenia!

Zaczynamy od mojego pokoju:





Kuchnia:






poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Reanimacja regału

Reanimacja regalu
Dziś lekko, miło i przyjemnie. Krótko i na temat. Przyjrzymy się dokładniej metamorfozie starego regału, który ledwo zipał pod grubą warstwą kurzu w jednym z kątów mojego krakowskiego pokoju. To drewniane cudo pamiętające lata 50’ od samego początku wpadło mi w oko. Niewiele osób o tym wie, ale kocham starocie. Pasją do starych mebli zaraził mnie tato, który przez cały okres mojego dzieciństwa parał się renowacją antyków. Nie mogłam nie zauważyć tego porządnie wykonanego kawałka drewna.
Przede mną długie studia, dużo materiałów i sterta rzeczy do upchania. Nadprogramowym miejscem do przechowywania nie zamierzałam pogardzić. Wystarczyło trochę się wysilić, by regał odzyskał duszę.
Stan przed można opisać trzema słowami: brud, smród i ubóstwo. Na początek potraktowałam go odtłuszczaczem, potem w ruch poszedł Cif i płyn do konserwacji drewna. Na końcu do szafek włożyłam pachnące chusteczki i było po płaczu.

Poniżej zamieszczam listę (wraz z cenami i sklepami) rzeczy, które znalazły stałe miejsce na regale lub obok niego.



·        Tekturowe segregatory 5 szt. IKEA 5,99 zł
·        Koszyk biały wiklinowy z materiałową wkładką PEPCO 19,99 zł
·        Koszyk mały biały papierowy PEPCO 9,99 zł
·        Kryształowe świeczniki PEPCO 2,99 zł
·        Obraz z kurą EMPIK 7,99 zł (promocja)
·        Niebieski zegar EMPIK 16,99 zł (promocja)
·        Deska do prasowania IKEA 34,99 zł
·        Plastikowy kosz na śmieci IKEA 3,49 zł

Jeżeli wśród czytelników są licealiści i maturzyści, zapraszam na moją stronę na Facebooku, gdzie możecie wykupić część mojej książkowej kolekcji, która pomogła mi zdać maturę i wygrać kilka olimpiad ; )
https://www.facebook.com/pages/Kup-ksi%C4%85%C5%BCki-od-RK/227837620699108

piątek, 16 sierpnia 2013

Odciążanie zwojów mózgowych czyli migawki z życia codziennego

Odciazanie zwojów mózgowych
Nawet od najbardziej intelektualnych wpisów należy czasem zrobić przerwę. Zwoje mózgowe mają wakacyjną tendencję do przegrzewania się, więc nie należy ich zbytnio obciążać, wiem o tym z doświadczenia. Częstuję więc was migawką zdjęć z życia codziennego z ostatniego miesiąca (zawsze robione telefonem), oraz garścią informacji o zmianach, które zaszły w moim życiu przez ostatnie 31 dni. Uprzedzam, że będzie banalnie, bo o 8 rano trudno mi się silić na pseudointelektualizm. :)
Zaczęłam ćwiczyć z Ewą Chodakowską (tak, tak - to takie "meinstrimowe"). Niewiele osób wie, że jeszcze przed rokiem ważyłam 15 kg więcej. Udało mi się wyeliminować je z licznika mojej wagi życia za sprawą diety. Nie jest jednak idealnie. Zawsze marzyłam o smukłym i umięśnionym ciele. Oby na marzeniach się nie skończyło. Walczymy.
W niedzielę i poniedziałek walczyłam z brudem w moim nowym mieszkaniu (pozostawiony przez ostatnich lokatorów_. Udało mi się dokonać niemożliwego. Nie miałam pojęcia, że od szorowania parkietu druciakiem można mieć zakwasy w dłoniach i siniaki na kolanach. A jednak. Największym koszmarem były żeberka kaloryfera, włosy i dziwny zapach w lodówce oraz czarne kuchenne szafki.
Dostałam się na obóz zerowy "Poronin 2013" - wyjazd integracyjny studentów pierwszego roku prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Warszawskiego organizowany przez koło naukowe TI ESTIN ALETHEIA. Nie było tak łatwo, bo liczba miejsc ograniczona. O wyborze osób decydował formularz zawierający pytania, na które musieliśmy odpowiedzieć. Tak też na obóz dostało się 16 pierwszoroczniaków, którzy będą poznawać tajniki studiowania, profesorów i zdobywać szczyty już 24 sierpnia. Płynie we mnie góralska krew, zobaczymy jak sprawdzę się na szlaku.

Za mną pierwsze w tym roku wakacyjne ognisko. Ciekawie jest być jedyną trzeźwą osobą w towarzystwie. Polecam, RK (zawsze kierowca, zawsze abstynentka). 

Pierwszy w życiu profesjonalnie wykonany makijaż. Trzeba było to uwiecznić.

Ławka w Javorniku

Bo rowery wodne są spoko



Za dużo zbyt długich podróży PKP



Sięgaj nieba w Collegium Maius

Przed


Po



wtorek, 13 sierpnia 2013

10 indyjskich dziwactw (część 1)

10 indyjskich dziwactw
Żadna ze mnie Beata Pawlikowska – napisanie książki nie było nadrzędnym celem mojej podróży. Doświadczenia, jak już pisałam w ostatnim poście, mam jak na lekarstwo, lecz pióro lekkie (łatwo ślizga się po kartkach papieru). Czując na sobie ciężar brzemienia, które niesie miano „blondynki na krańcu świata”, postanowiłam zabrać dziennik.  To on pozwolił mi zachować wspomnienia o 10 indyjskich dziwactwach i uwiecznić szok kulturowy, który przeżyłam. Dziś zapraszam na część pierwszą.

1. Uliczna dżungla w starym mieście
Indyjska ulica to dżungla. Nie żartuję. Grasują na niej tuk tuki, riksze, motory, skutery, rowery, samochody, autobusy i piesi. Droga przypomina rwący nurt rzeki. Co więcej, nie obowiązują żadne prawa. Nawet te, że jeździ się lewą stroną i stara się nikogo nie potrącić przestały obowiązywać. Zastąpił je wszechobecny w eterze klakson, którego używa się w każdej sytuacji. Wszystko byłoby fajnie, gdyby w ruchu ulicznym nie musiał uczestniczyć pieszy. Nie żartuję. W Indiach chodniki służą do siedzenia, spania, prowadzenia działalności gospodarczej, ale nie do chodzenia. Chodzi się drogą, przeciska się między pojazdami i modli się, by przeżyć, by pojazd, który pędzi na ciebie z zawrotną prędkością zahamował. Obowiązuje zasada wygrywa najsilniejszy i najsprytniejszy. Po ulicach starego miasta Delhi spacerowałam z duszą na ramieniu. Kilkakrotnie motor zatrzymywał się 10 cm od mojej nogi. A przebieganie na drugą stronę ulicy równa się skok adrenaliny.


2. Kobiety na motory
Motor, tuż obok roweru, to najpowszechniejszy środek komunikacji w Indiach . Jest tańszy od samochodu i łatwiej dostępny. Luksusu podróżowania mogą dostąpić również kobiety. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie sposób, w jaki to robią. Sari nie jest najwygodniejszym strojem na motorowe wojaże. Tu niezbędny staje się mężczyzna. I tak indyjska kobieta zasiada na pospolitym środku lokomocji niepospolicie. Sposób zapożyczyła od amazonek sprzed kilku wieków. Często pod pachą wożą swoje dzieci (tak jak pani na załączonym obrazku).



3. Ganges – rzeka życia
Nam, Europejczykom, Ganges kojarzy się jedynie z pływającymi trupami i mętnym kolorem wody. Nic mylnego! Dopiero będąc w Indiach przekonałam się, że o wiele bardziej zasługuje na miano rzeki życia niż rzeki śmierci. Rejs po Gangesie pozwolił mi się przekonać, że ciała nie dryfują (są palone lub obciążane kamieniami), więc bliskiego spotkania ze zmarłym nie było mi dane przeżyć. To, co zapamiętałam to rytualne kąpiele, kąpiele poranne (te z mydłem i szamponem w ręce) i zawody pływackie. Tubylcy w Gangesie się myją i żyją.






  4Europejczyk – atrakcja turystyczna
Wyjeżdżając  do Indii załadowałam w swoją cyfrówkę największą kartę pamięci, jaką udało mi się znaleźć w sklepie. Myślałam, że robienie zdjęć tamtejszym ludziom jest nie na miejscu, narusza granicę prywatności. Jakież było moje zdziwienie, gdy role się odwróciły. To ja stałam się największą atrakcją mojego wyjazdu.  Początkowo sytuację, gdy ktoś stawał naprzeciwko mnie, wyjmował aparat i ostentacyjnie robił zdjęcie, wydawały mi się krępujące. Potem się przyzwyczaiłam i odwdzięczałam się. Pod koniec pozowałam do zdjęć z kilkoma rodzinami i grupkami chłopaków. Ciekawe na ilu facebookowych indyjskich profilach znajdują się moje zdjęcia.



5. Kierunkowskaz? Co to takiego?
Najmilej wspominam nasze kilkugodzinne (nawet 7 godzin) przejażdżki autobusem. To wtedy można zobaczyć naprawdę wyjątkowe sytuacje i niecodzienne krajobrazy. Jak już pisałam, na ulicach nie obowiązują żadne prawa. W myśl tej zasady, samochody nie muszą posiadać sprawnego oświetlenia. Miło by było, gdyby sygnalizowały skręt, co by się nie pozabijać. Do tego wymyślono instytucję kierunkowskazowego. Już tłumaczę na czym to polega. Skręt sygnalizuje się przez wystawienie ręki przez okno pojazdu i energiczne machanie. Kierowca ma ograniczone pole manewru (sygnalizuje skręt w prawo). Kierunkowskazowy zajmuje się stroną lewą. Mądre ludzie. 


Druga część już niedługo!

środa, 7 sierpnia 2013

Indie czyli jak podróżować i nie zwariować (zapowiedź)

Indie czyli jak podrozowac i nie zwariowac
Żaden ze mnie backpacker – turystyczny plecak kupiłam w Biedronce (59,90 zł) za namową doświadczonych obieżyświatów, którzy uświadomili mi, że slalom walizką na kółkach pomiędzy krowimi plackami przerasta moje możliwości.  
Żaden ze mnie podróżnik – na to miano trzeba sobie pracować latami i przebytymi kilometrami, mnie przerasta czytanie mapy. Przyznam się bez bicia – do tej pory (ze względu na upodobania mamy) byłam niewolnicą hoteli all inclusive w północnej Afryce. „Mea kulpa”, nigdy więcej. Wyprawa do Indii pozwoliła mi zrozumieć, że dopiero poza granicą komfortu zaczyna się prawdziwa przygoda.
I wreszcie, żaden ze mnie milioner. Zarobkom mamy daleko do średniej krajowej (która to suma zawsze jest bajońska, nie wiem jak oni ją wyliczają) a hazardu, w tym grania w Toto Lotka unikamy jak ognia. Bogatej cioci z Ameryki na stanie nie mamy.
Na podróż życia harowałam jak wół. Kartą przetargową były cztery olimpijskie tytuły. Udało się! Liceum, do którego uczęszczałam to prawdziwa szkoła przetrwania i życia, jednak za wysiłki potrafi sowicie wynagradzać. Nagrodą za ekstremalną ilości godzin nauki szkolnej i pozaszkolnej był wyjazd do Indii.
I tak to się wszystko zaczęło…

Czekajcie cierpliwie na następny post. W nim wyniki szoku kulturowego, którego doznałam zwiedzając Indie. Będzie ciekawie, obiecuje. Złota 10 z porządnymi zdjęciami. Kilka smaczków:

fot. JB
fot. JB

sobota, 3 sierpnia 2013

Co RK wyczynia na wakacjach

Wakacyjny plan aktywności zapisany drobnym czarnym maczkiem na śnieżnobiałej kartce papieru nie doczekał się realizacji (w całości). Opis moich aktywności zamyka się w trzech słowach: "plażing" na trawie, "smażing" w cieniu, bo słońca nie toleruję i czytanie książek, które przez okrągły rok czekały na swoją kolej (od początku wakacji już ponad 30 skonsumowanych). Upały mnie wykańczają i odbierają chęci do robienia czegokolwiek. Jednak leniuchowanie nie leży w mojej naturze i powoli zaczyna doskwierać. Na własnej skórze odczułam zjawisko bezrobocia w małych miastach i pomimo usilnych starań, nie znalazłam pracy. Mieszkam w miejscowości o najwyższym współczynniku bezrobocia w województwie, lecz mama od zawsze powtarzała mi: "Złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy". Hasłem przewodnim kapitalizmu jest: "Nie masz miejsca pracy? Stwórz je sobie sam". Od kilku miesięcy główkuję, próbując znaleźć pomysł na internetowy biznes. Nie wychodzi.
Aktualnie jestem na etapie poszukiwania porządnego, używanego, ciepłego, zimowego płaszcza. Wiem, to nie sezon, ale RK nie lubi być „meinstrimowa”. Pomożecie mi? Gdzie można znaleźć coś ładnego?  




piątek, 2 sierpnia 2013

Zakupowe samobójstwo

Nie uważam, by rzeczownik "zakupoholiczka" idealnie odzwierciedlał moje zamiłowanie do buszowania w górach ciuchów i bibelotów, które z różnych powodów są ludziom niepotrzebne. Uważam, że na świecie produkuje się zbyt dużo rzeczy, a ja nie mam zamiaru swoimi działaniami napędzać tej machiny, więc rzadko zdarza mi się kupić coś spod igły. Mój rewir obejmuje targ, gdzie w dni targowe rozkładają się ludzie ze swoimi starociami, lumpeksy i aukcje internetowe. Nie, nie obrażę się, jeśli nazwiecie mnie śmiecioholiczką. Galerie handlowe mnie przytłaczają, a wejście do sklepu i wyjście z pustymi rękami krępuje. Dzisiejszy zakup był zaprzeczeniem mojej konsumenckiej filozofii. Popełniłam zakupowe samobójstwo, wydając najwięcej pieniędzy w swojej karierze. Płacąc promocyjną cenę ( -35%, nie pytajcie ile dokładnie zakupiłam Emu Outback. Mają swoje zalety, które, mam nadzieję, zagłuszą wyrzuty sumienia związane z wysoką ceną. Zakup traktuję jako długoterminową inwestycję - czeka mnie okrągły rok pieszego wędrowania z domu na uniwersytet i z powrotem, a polskie zimy nas nie rozpieszczają. 
Boże, wybacz. 
Zdjęcia dowodu zbrodni poniżej. 




niedziela, 28 lipca 2013

Po co to wszystko?

Po co to wszystko?

Przywitałam się z wami patetycznie – pseudopublicystycznym mikrofelietonem o ironicznym zabarwieniu. Zabrakło w nim wskazania powodu, dla którego wylewam z siebie siódme poty, by przynajmniej raz na tydzień sklecić coś zdatnego do czytania. Powód jest prosty jak budowa cepa. Stworzyłam bloga 2litery, by uchwycić wspomnienia, które mają to do siebie, że lubią niepostrzeżenie ulecieć z głowy. Już za klika miesięcy rozpocznie się przygoda, którą chcę uwiecznić tu, na tym blogu – rozpocznę studia. Nie wiem jaką osobą będę w przyszłości, gdzie będę pracować, gdzie poniosą mnie wiatry, ale wiem na pewno, że miło będzie usiąść do lektury 2liter, by przeżyć studencką przygodę raz jeszcze.
2litery to nie moja pierwsza randka z blogowaniem. Szczerze muszę się przyznać, że romansowałam z nim już od dłuższego czasu. Pierwszy był w latach szalonej młodości (krejzi dwunastka), pół roku temu ten z imienia i nazwiska. Dziś już wiem, że inicjały wystarczą. Na swojej drodze spotkałam kilku ludzi, którzy moją inicjatywę za plecami wyśmiali (co bolało, nie powiem), dlatego dziś jestem ostrożna. RK, te dwie litery wystarczą.
Co tu znajdziecie? Szwarc, mydło i powidło. Będzie lekko o wszystkim, jak to dzisiaj mówi się w blogosferze - „lajfstajlowo”. Po pierwsze – remont naszej norki (tzn. mieszkania) udokumentowany wpisami, zdjęciami i filmami video, po drugie opisy codziennego studenckiego życia, po trzecie wstawki modowe (jak ubiera się „pani mecenas”) i wszystko co tylko wpadnie mi do głowy.
To mój kawałek sieci. Twórczo go zagospodaruję.

Zdjęcie z mojej podróży po Indiach, o której kiedyś wam opowiem.  


poniedziałek, 22 lipca 2013

Koszmar studenta
czyli poszukiwania mieszkania


Poszukiwania mieszkania jeden z najmniej przyjemnych aspektów studenckiego życia. Nie owijając w bawełnę - to istny koszmar. Przyśnił mi się on znacznie szybciej, niż myślałam, choć muszę przyznać, ze czasu na sen było wyjątkowo mało. Nieprzespane noce spędzone na przeszukiwaniu ogłoszeń dłużyły się w nieskończoność. A przecież sami przyznacie, mieszkać gdzieś trzeba, szczególnie gdy miasto rodzinne odległe jest od miejsca studiowania o 230 kilometrów. A wiec sukcesywnie, przez 3 miesiące, byłam stała bywalczynią serwisów Gumtee.pl i Tablica.pl. Oczy wychodziły mi z orbit, piekły niemiłosiernie i permanentnie się zaczerwieniły – ot takie skutki wielogodzinnego wpatrywania się w ekran laptopa. Ostatecznie mogę poszczycić się mianem ekspertki w poszukiwaniu okazji i pochwalić sukcesem. Wspólnymi siłami, wraz z moją przyszła współlokatorką, z którą znamy się z liceum, wynajęłyśmy mieszkanie. Bród, smród, sodoma i gomora, ale przynajmniej 10 minut piechotą od rynku (okolice ul. Dietla). Uff!

Teraz staniecie się świadkami przemiany. Dnia 1 sierpnia wpadamy z miotłami i żrącymi środkami, meblujemy, wiercimy i malujemy. Skutki naszej pracy chętnie pokażemy.
Załączam fotografie mojego przyszłego pokoju (2 lata temu z pomarańczowymi ścianami, dziś z białymi i łazienki, które pochodzą z serwisu Gumtree.pl i zostały zrobione przez właściciela.